![]() |
Pani Maria Jakimiuk w ręku trzyma ołowianą miskę- pamiątkę z zesłania. |
Maria Jakimiuk -z
domu Starczuk, urodziła się w Pławanicach 18 października 1930 r. Tam też
mieszkała przed wojną. Miała brata Stanisława i siostrę Feliksę. Ojciec został
aresztowany i zginął w Katyniu. Podczas wojny razem z rodziną została wysyłana
do Żytomierza, później do Kowla, następnie na Syberię, aż za Nowosybirsk.
Podróż odbywała się pociągiem w wagonach towarowych i następnie statkiem.
W Nowosybirsku wzięli nas na statki.
Pierwszy statek zatopili, a nasz wrócili, bo panowała czarna ospa. Były wszy,
pluskwy i meszki- wspomina pani Wanda. Na Syberii pracowała w kopalni miedzi. Warunki mieszkaniowe były
tragiczne, praca bardzo ciężka i głodowe racje jedzenia. Drugim miejscem pobytu
na zesłaniu było wybrzeże Morza Czarnego. Tam pracowała w kołchozie. Do Polski
wróciła wraz z matką i siostrą po pięcioletnim zesłaniu. Została odznaczona
Krzyżem Zesłańców Sybiru i Odznaką Sybiraka
„Mieszkaliśmy
w takim domu, na korytarzu, nas 18 mieszkało w jednym pokoju. Mama
zawsze płakała, że oni nas mają za nie wiadomo, kogo. Ja pracowałam na 360
metrze w kopalni. Był taki pan, był lekarzem, dawał leki żebyśmy mieli
temperaturę. Bo tam, jak kto nie ma temperatury to jest zdrowy, a jak ma to
chory i nie idzie do pracy. Dawał nam te proszki, a później go aresztowali.
A
rudę to nie tak się kopie, jak szpadlem, tylko się robi takie dziury i zakłada
się dynamit. I tam zatykaliśmy gliną te dziury. Stawaliśmy pod słupkami, a
ruskie dynamit podkładali. Byliśmy mali płakaliśmy, bo było ciemno...Jeść tam
nikt nie dawał, jak się wychodziło to się dopiero dostawało się 80 dkg chleba.
A mam brała węzełki wiązała nitką i dzieliła ten chleb na nas czworo. …Siostra
była mała, nie pracowała, to porcji chleba nie dostawała.
…Jadłam
z miski z ołowiu. Czasami była pszenica. Gotowaliśmy ją. Dla zesłańców była
pszenica porośnięta, ale dla ruskich była ładna. Potem nad
Morzem Czarnym, ja już miałam piętnaście lat, to doiłam osiemnaście krów, trzy
razy dziennie….. A tam wody nie było, chociaż Morze Czarne blisko, do studni
było daleko. Tam deszczu nie ma, a prać jeździliśmy nad morze. Ścieliliśmy na
plaży to swoje pranie, ale jakie to pranie, jak nie było ani mydła, niczego,
ale brudne nie było i jak się mogło to się poprało. To rano tam wyjeżdżaliśmy,
a wracaliśmy wieczorem do domu. Chleb piekliśmy w sitowiu, na cegłach i w
blachach. Tu przynajmniej było, co jeść, jaki był chleb to taki był…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz