![]() |
Pani K. Kraczkowska z grupą projektową. |
13 kwietnia 1940 roku, w ramach drugiej
fali aresztowań, cała rodzina Pani Krystyny
została deportowana w głąb ZSRR i osiedlona na terenie dzisiejszego
Kazachstanu, wieś Afanasjewka koło Piotropawłowska. Tam zostali dokwaterowani
do domu zamieszkałego przez autochtonkę. W sumie w jednoizbowym pomieszczeniu
mieszkało osiem osób. Aby przeżyć mama pani Krystyny podjęła pracę w miejscowym
kołchozie. Potem przenieśli się do większej miejscowości Olgienka. Tam mama
podjęła pracę w magazynie zbożowym. W 1942 roku do rodziny dołączył zwolniony
na mocy amnestii dla Polaków ojciec, który zajął się kowalstwem. Dzięki temu
sytuacja materialna rodziny uległa poprawie. W 1945 roku – jak wspomina pani
Krystyna-cała rodzina uzyskała pozwolenie na powrót do Polski. Podróż do kraju
trwała ponad miesiąc. Wracali wraz z Żydami, Białorusinami i Ukraińcami. Do
swojej rodzinnej wsi przyjechali dopiero w 1946 roku, ale oprócz pola nic nie
było. Zabudowania zostały doszczętnie zniszczone w czasie wojny. Otrzymali
pomoc z Polskiego Czerwonego Krzyża i UNRY oraz od rodziny, która mieszkała w
USA.
„Gdybym miała w telegraficznym skrócie wyrazić, co mi się kojarzy z
sześcioletnią zsyłką na Syberię, bo północno-wschodni Kazachstan pod względem
geograficznym, historycznym i klimatycznym jest Syberią, sprowadziłoby się do
takich słów: głód, przejmujący mróz i burze śnieżne zwane baranałki, a latem
skwar, przed którym ma się gdzie skryć- step i pustkowie. I życie w
prymitywnych warunkach, choroby, upokorzenie, poniżenie. Szczególnie cierpiały dzieci: 8-letni brat i
siostry: 10-letnia i 5-letnia. Miałam wtedy 3 latka. Zesłanie do Kazachstanu
pamiętam, jako straszny czas. Poczucie wielkiej krzywdy. Beznadzieja. Powrót do
Polski, w pierwszych latach, też był jednym wielkim pasem upokorzeń, stałe
poczucie niższości, lekceważenie przez otoczenie. Do tych lat i spraw nie chcę
wracać nawet w rozmowach z najbliższą rodziną. Wspomnienia i przeżycia są zbyt
bolesne i emocjonalnie wpływające na moje życie osobiste i rodzinne.”
Po powrocie do kraju Pani Krystyna
rozpoczęła naukę w szkole. Ukończyła Liceum Pedagogiczne, a potem studia–
specjalność filologia rosyjska. Po zakończeniu nauki Pani Krystyna podjęła
pracę w szkole podstawowej w klasach 1-4. Dodatkowo uczyła języka rosyjskiego w
klasach 5-8. Po przejściu na emeryturę zamieszkała w Chełmie.
Wspomnienie starszej siostry pani
Krystyny spisane na podstawie listu:
„Tam w tej wsi Ruisini i Kazachowie
otoczyli nas prawdziwą opieką, był to krótki okres, kiedy byliśmy najedzeni,
ale byliśmy tam jedyną polską rodziną. Dlatego rodzice postanowili
przeprowadzić się do innej wsi- dużej osady Olgienka, gdzie ojciec dostał pracę
kowala, a matka pracę w elewatorze, gdzie pracowały same Polki. W czasie
długiej zimy, w kuźni zabrakło pracy, więc ojciec zaczął lutować wiadra,
garnki, miski metalowe, a także robił z monet srebrnych pierścionki, obrączki,
kolczyki itp. I znów tamtejsi mieszkańcy nie wiedzieli jak wynagrodzić- znów
było masło, mleko, twaróg, a nawet czasem mięso. Ale wkrótce ojciec poszedł do
wojska.
Znów zostaliśmy sami. Ja poszłam do pracy w
kołchozie, do plewienia, zwózki skoszonego zboża, do młócenia, potem ziarna do
elewatora. Za moją pracę mama dostawała 1/2 bochenka chleba dziennie. Następnie
na obrzeżach lasów zbieraliśmy dziką: cebulę, czosnek, dzikie truskawki, wiśnie
(rosły jak krzewy porzeczki), grzyby i łowiliśmy ryby, mieszkaliśmy nad rzeką.
To latem nie umieraliśmy z głodu. W zimie trwającej 8 miesięcy utrzymywała nas
przy życiu dyrektorka szkoły- gdzie był jeden posiłek, najczęściej zacierki z
ziemniakami i nasza gospodyni ''Babuszka Ojłamazdzina" która nas dokarmiała
miała bowiem krowę, jakieś ptactwo, świnkę. Wypiekała jakieś precle, szanuszki,
pierogi i zawsze dostawaliśmy swój pejak. Dzięki niej żyliśmy w trudnych latach
nieobecności ojca, nie umarliśmy z głodu. Ale nie tylko dzięki niej.
Kiedy zaczęto przemieszczać na Syberię
Ukraińców, Estończyków, Łotyszów, którzy potrafili dowieźć jakieś owoce,
pamiętam, że zostaliśmy obdarowani jabłkami, jakimś żółtym serem, a nawet
suszoną kiełbasą, nie pamiętam nazwisk. Nie zarejestrowałam żadnych objawów
wrogości. Wręcz przeciwnie, w szkole na przykład dyrektorka Anna Iwanow
Okresso, wyróżniała dzieci zesłańców Polaków, Żydów, Białorusinów, otaczała
szczególną opieką, organizując dożywianie. Ja osobiście doświadczyłam czegoś
więcej, miałam wstęp do jej domu, korzystałam z jej biblioteki. Ponieważ nie
było wiadomo, czy kiedykolwiek wrócimy do kraju, powiedziała mojemu ojcu, przed
jego pójściem do wojska, że skieruje mnie do szkoły średniej, uczyniła to już
wcześniej rekomendując do szkoły średniej Janinę Kubis, moją starszą koleżankę.
Ja byłam w tym okresie dojrzewania bardzo agresywna i w różnych szkolnych
swarach stroną atakującą. Nigdy za pobicie chłopców, (którzy oberwali za zwykłe
pociąganie za włosy, czy za jakieś inne zaczepki) nie byłam ukarana. Zawsze
usprawiedliwiona. Inni nauczyciele też nas faworyzowali wśród grona
nauczycielskiego, aż pięciu miało wyższe wykształcenie. Byli potomkami
zesłańców rosyjskich, gdy w 1946 roku wracaliśmy w Petropawłosku był obóz
przejściowy. Byliśmy ulokowani, jak poprzednio w wagonach towarowych, ale drzwi
były już otwarte. Przyszli ludzie z miasta i zabrali troje rodzeństwa do
swojego domu. Nakarmili, wykąpali, przenocowali. Nigdy tego nie zapomnimy.
Powrót do kraju, jesteśmy prawie nadzy i
bosi. Rodzona siostra mojego ojca nawet nas nie odwiedziła. Byłaby
niezadowolona z naszego powrotu. Liczyła, że majątek rodziców już będzie jej
własnością. Jedynie rodzina matki, dalsza rodzina ojca i paru sąsiadów przyszło
z pewną pomocą. Tego też nigdy nie zapomnę! Później, gdy zostałam przyjęta do
liceum ogólnego moim wychowawcą był ksiądz prefekt S. Wszyscy doskonale
wiedzieli, że wracamy z Syberii, nago, boso. Ojciec był już chory, już nie był
w stanie zapewnić nam utrzymania -stypendium nie dostałam, nie wiem, dlaczego,
dzieci bogatych ludzi z samego Augustowa, także ze wsi miały stypendium i
internat. Dopiero, gdy wychowawstwo objął p L. Kuźmicz, dostałam stypendium i
internat, a od nowego dyrektora pracę. Dlatego o tym piszę. Dla porównania. Tam
był głód, chłód, obce, wrogie państwo, ale ludzie nie pozwolili nam umrzeć. W
kraju, tylko nieliczni, pomogli. Pokazali nam obojętną twarz. To tkwi we mnie,
tego nie można zapomnieć.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz